Polmic - FB

newsy ze świata

NOWOJORSKA KRONIKA MUZYCZNA: "Julian Fontana. W cieniu Chopina" - Recital Huberta Rutkowskiego w Nowym Jorku

Hubert Rutkowski, utalentowany, 27 letni pianista z Warszawy pojawił się w piątek 14 listopada 2008 roku w salonie Yamaha Pianos, aby przedstawić kompozycje Juliana Fontany, znanego przede wszystkim jako przyjaciela, wydawcę i redaktora dzieł Chopina. Rutkowski ostatnie kilka lat swojej artystycznej działalności poświęcił na propagowanie dzieł oraz ich autora, o których do niedawna nie wiedział niemal nikt, poza specjalistami. Jest on również pierwszym pianistą, który dla firmy nagrań Acte Prealable nagrał szereg kompozycji Fontany.

Przedstawiająca osobę kompozytora pianistka Magdalena Baczewska potwierdziła, że powszechna dotychczasowa wiedza o tej wyjątkowej osobistości ograniczała się do kilku zaledwie faktów.

Pochodzący z osiadłej w Polsce włoskiej rodziny architektów Julian Fontana był rówieśnikiem i szkolnym kolegą Fryderyka: ich przyjaźń trwała przez lata i Chopin najwyraźniej ufał opiniom i poradom swojego paryskiego kopisty i sekretarza. Fontana musiał być nadzwyczaj utalentowaną osobistością, jeśli uniwersyteckie studia prawnicze skończył w wieku lat 20. Potem walczył w powstaniu listopadowym i w kilka lat po jego upadku wylądował w Paryżu. Tam również dał się poznać jako wysoce ceniony pianista i kompozytor. W 1844 roku wyjechał na Kubę, gdzie stał się nie tylko dyrektorem tamtejszego Towarzystwa Filharmonicznego, ale również pierwszym wykonawcą kompozycji Chopina. Jego dalsze życie zawiodło go do Nowego Jorku, do Londynu, z powrotem do Paryża: było to życie pełne osobistych zawodów i niewielkiej ilości szczęścia. Nieszczęśliwa miłość, krótkotrwałe szczęśliwe małżeństwo, tragiczny jego koniec i kolejne trudności sprawiły, że Fontana powoli się wewnętrznie wypalał. Dziesięć lat swego życia poświęcił na opracowania utworów Chopina, które dzięki jego niezachwianej wytrwałości nie uległy zniszczeniu, którego domagał się przed śmiercią ich twórca. Postępująca utrata zdrowia i druzgocąca utrata słuchu zmusiła również Fontanę do zaprzestania pianistycznej kariery. Jego nieprawdopodobna wszechstronność uwidoczniła się potem w wydaniu podręcznika polskiej ortografii, jak również dokonania po raz pierwszy tłumaczenia na polski Don Kichota Cervantesa.

 

Główną kwestią piątkowego spotkania pozostało jednak, jakiego toż kalibru są kompozycje tego niepospolitego autora. Hubert Rutkowski przedstawił przekrój, przypuszczam akuratny, twórczości Fontany, który sądząc po przestudiowaniu katalogu pozostawionych kompozycji był zainteresowany wielkimi formami. To, co usłyszeliśmy było więc kombinacją kompozycji typu salonowego i kilku utworów wirtuozowskich, typowych dla jego epoki. Pragnę zaznaczyć, że słowo „salonowy” nie musi wcale rozumiane w sensie pejoratywnym. To tego typu zaliczały się przecież przepiękne „pieśni bez słów” Mendelssohna, wiele utworów Schumanna, nie mówiąc o licznych kompozycjach samego Chopina. Nie byłem w stanie zaakceptować do końca znalezionego na poświeconej kompozytorowi stronie internetowej www.julianfontana.com stwierdzenia, że Fontana stworzył własny język kompozytorski. W oferowanych przez pana Rutkowskiego miniaturach (Etudes-Preludes op.8), bardzo zresztą wdzięcznych i bezpretensjonalnych, dawał się słyszeć widoczny wpływ wyżej wymienionych mistrzów, co nie może nawet dziwić.

Dwie dłuższe kompozycje nazwane Fantazjami: pierwsza op.14 na tematy z opery Lunatyczka Belliniego, kilkuczęściowa druga op.10, nazwana Hawaną na tematy hiszpańskie amerykańskie były typowymi dla tej epoki formami muzycznymi potpourri znanych tematów i wątków z popularnych operowych arii, w wirtuozowskich aranżacjach. W tej drugiej uderzył nas znany temat Joty, z podobnymi nawet modulacjami, użyty również przez Liszta w jego Rapsodii hiszpańskiej: słuchacz miał prawo przypuszczać, iż Fontana pożyczył sobie ów temat od sławniejszego kolegi. Okazuje się, że Fantazja „Havana” Fontany poprzedza lisztowską rapsodię o kilkanaście lat i że jest całkiem możliwe, że to Liszt został dłużnikiem polskiego kolegi. Z drugiej strony wirtuozowskie figuracje, dowodzące zresztą o pokaźnych możliwościach pianistycznych Fontany, zawdzięczają w znacznej mierze wczesnym kompozycjom Fryderyka i ultra-wirtuozowskim parafrazom mistrza Franciszka.

Rutkowski w kompozycjach Fontany, jak również współczesnych mu kompozytorów jak Gottschalk, Ruiz Espadero i Saumell (wszyscy trzej Fontanie dedykowali swoje salonowe miniatury) dał się poznać jako doskonale wręcz nadający się do wykonywania tego repertuaru. Bardzo muzykalny, z kulturą dźwięku, posiada on rzadko dziś spotykaną, nieco archaiczną elegancję (ręce trochę nie razem!), co jest w moich uszach czymś raczej ujmującym. Równie pozytywnym aspektem jego gry była jej łatwość i nie forsowana wirtuozeria, nigdy nie wybijająca się na pierwszy plan. Fortepian Yamaha nigdy jeszcze nie robił na mnie równie dobrego wrażenia; być może szczególna dla tej sali elektroniczna regulacja akustyki pozwoliła na ciepłe, nieforsowane brzmienie instrumentu. Nie mam wątpliwości, że komercyjne nagranie - niestety recenzentowi niedostarczone – jest równie dobre i zawiera inne, ciekawe kompozycje.

Rozumiem, że Julian Fontana stał się w tym momencie obiektem nie tylko popularyzacji przez pana Rutkowskiego, ale również pracy doktorskiej Magdaleny Oliferko, studentki Akademii Muzyczne j im. Chopina w Warszawie. Wydaje mi się, że powinno być interesującą alternatywą, aby recitalowe programy urozmaicić od czasu do czasu wirtuozowskimi parafrazami tego kompozytora, szczególnie, jeśli wykonawcami będą pianiści klasy Huberta Rutkowskiego. Program rozpoczęło kilka kompozycji Chopina (Polonez A-dur op. 40, Mazurki z op. 68 oraz Fantaisie-Impromptu cis-moll op. 66), które ujrzały światło dnia dzięki wysiłkom Fontany.

(Roman Markowicz, 18 listopada 2008)