Polmic - FB

archiwum

NOWOJORSKA KRONIKA MUZYCZNA: Roman Markowicz - Anderszewski z przyjaciółmi w kompozycjach Szymanowskiego

Piotr AnderszewskiKiedy przebrzmiały ostatnie nuty II Kwartetu op.61 Karola Szymanowskiego, kończące dwudniową (1-2 maja 2010) celebrację zorganizowaną pod egidą Carnegie Hall przez pianistę przy współudziale pianisty Piotra Anderszewskiego i tak znakomitych kolegów, jak Belcea Quartet, sopran Iwona Sobotka oraz skrzypka Kraggeruda, niżej podpisany opuszczał salę podniecony wspaniałymi interpretacjami z jednej strony, ale z drugiej strony także z pytaniami - na razie bez odpowiedzi- czy takie dwa koncerty rzeczywiście potrafią przybliżyć lokalnym melomanom muzykę Szymanowskiego?

Czytelnicy, którzy mieli szansę zapoznania się z wypowiedziami pianisty odpowiedzialnego za to cenne przedsięwzięcie, pamiętają może jego postulat, że chciał coś uczynić dla muzyki naszego największego kompozytora pierwszej połowy ubiegłego wieku. Uważam, że jego projekt był bez wątpienia nie tylko cenną inicjatywą, ale też zrealizowany bardzo inteligentnie i co więcej, przy udziale muzyków, którzy swoimi zdolnościami i talentem nie ustępowali ani na jotę inicjatorowi tego mini-festiwalu. Jak mistrz Anderszewski sobie zażyczył, usłyszeliśmy nie tylko wachlarz kompozycji Szymanowskiego (dzieła fortepianowe, kwartety smyczkowe oraz pieśni), ale przedstawione zostały one w kontekście dzieł innych kompozytorów współczesnych Szymanowskiemu. Do nich należeli Bela Bartok oraz Leosz Janaczek, którego kompozycje fortepianowe - w tym przypadku In the Mist (We mgle) - Anderszewski grywa od lat i umieszczał również w programach swoich dotychczasowych nowojorskich występów. Bartoka reprezentował jednego wieczoru stosunkowo wczesny Kwartet smyczkowy No.1 op.7, drugiego zaś trzy króciutkie utwory z regionu Csik, które Anderszewski czasami grywa na bis. Ta kompozycja, zagrana natychmiast po Metopach pozwoliła na postawienie kolejnego pytania, czy oferowane kompozycje posiadały ze sobą jakąkolwiek współzależność. Czy nie byłoby naturalnym przeciwstawić sobie ludowe rytmy i zaśpiewy Bartoka na przykład mazurkom Szymanowskiego, inspirowanym góralskim folklorem? Ciekawe, że polski pianista nie prezentował dotąd wspomnianych kompozycji w swoich programach. Może pod względem układania programów jestem zbytnio uwarunkowany programami festiwalu w Bard College, podczas których szczególna uwaga jest poświęcona właśnie zagadnieniu wpływu jednej kompozycji na drugą, szczególnie jeśli chodzi o kompozytorów tej samej epoki. Taką samą obserwację sprowokował pierwszy koncert tej serii Anderszewskiego przedstawiającego utwory Szymanowskiego, którym był jego występ w Symfonii No.IV „Koncertującej”: wydało mi się, że prezentując dzieło polskiego kompozytora, można mu było przeciwstawić III Koncert fortepianowy Bartoka. Byłem wielokrotnie pod wrażeniem, że obie partytury mają ze sobą dużo wspólnych cech, słyszalnych od pierwszego razu: w obu na przykład fortepian w unisonie intonuje melodię-dumkę, oba w ostatniej części wykorzystują ludowo-brzmiące rytmy. Kadencja z Symfonii Koncertującej jak również klimat środkowej części wydają się żywcem wyjęte z perkusyjnych koncertów Bartoka. Ale niestety ten koncert był również pokazem Filadelfijskiej Orkiestry i jej obecnego szefa Charlesa Dutoit: może dlatego idea ciekawszego ułożenia programu najwidoczniej nie przeszła organizatorom przez głowę. Anderszewski gra to dzieło rewelacyjnie, jak udowodniły wcześniejsze amerykańskie wykonania, ale w wielu momentach sam kompozytor mu utrudnia przebicie się przez niesłychanie gęstą tkankę orkiestrową. Pozostaje siedzieć w pierwszym rzędzie tuż pod/przed fortepianem, albo …słuchać nagrania.

Celowe odejście od wyłącznie fortepianowych utworów okazało się interesującą i cenną ideą. Dobrze było posłuchać wspaniałych kompozycji, jakimi są obydwa kwartety Szymanowskiego. Dobrze było mieć szansę na usłyszenie Mitów na skrzypce i fortepian z tej miary muzykami co Anderszewski i jego norweski kolega Hennig Kraggerud. Tego ostatniego entuzjastycznie wspominałem pół roku temu podczas jego niespodziewanego zastępstwa w koncercie skrzypcowym Beethovena i ostatnie dwa programy (w drugim pojawił się jako altowiolista w Marchenbilder op.113 Schumanna, być może jako ukłon w stronę jubilata obchodzącego w tym roku 200 urodzin) mój entuzjazm jedynie umocniły. Rzadko można usłyszeć tak pewną grę, niezawodną intonację, nie zapominając również o miriadach subtelności, których od wykonawcy wymaga w Mitach nieubłagany twórca. Pianista, jak można było przewidzieć okazał się we wszystkich „akompaniamentach” partnerem o godnej podziwu delikatności (Źródło Aretuzy!), wyczuciu, a gdy potrzeba zawziętości i mocy. Nie miał rzeczywiście łatwego zadania ani w Mitach op.30 (które już wielokrotnie grał), ani w Pieśniach księżniczki z bajki op.31, które stawiają przed pianistą nie mniejsze zadania niż jakiekolwiek kompozycje solowe. Po raz kolejny przedstawił się jako kolorysta: jest jednym z nielicznych dziś, który potrafi pieścić klawiaturę, głaskać klawisze, szeptać raczej niż mówić podniesionym głosem. To, co pokazał, pokazał nadzwyczajnie.

Iwonę Sobotkę słyszałem we fragmencie recitalu tuż po jej triumfie na konkursie w Brukseli. Zrobiła już wtedy pamiętne wrażenie. Zaproszenie jej przez Anderszewskiego do współudziału w koncertach było pierwszorzędnym pomysłem i swoją partycypacją podbiła ona entuzjastycznie reagującą publiczność. W pierwszym z programów zaoferowala Słopiewnie (cykl pieśni to słów Tuwima), w drugim Pieśni księżniczki z bajki op.31 (do słów Zofii Szymanowskiej). Był to chyba pierwszy raz, że słyszałem w Nowym Jorku oba cykle. Jej wokalny kunszt, kontrola oddechu, krystalicznie czysta intonacja i wyraźna dykcja udowodniły, że jej europejskie sukcesy oparte są na mocnych podstawach. Pieśni księżniczki z bajki są trudne wokalnie i nie każda śpiewaczka będzie miała ochotę i warunki wokalne, aby się z tą partyturą zmierzyć.

Zachwycił mnie Belcea Quartet: jak często w swoich recenzjach zaznaczam, największe wrażenie robi na mnie umiejętność grania cicho i subtelnie. Oni, prowadzeni przez kruczowłosą Corinę Belcea-Fisher pokazali taką wrażliwość i zmysłowość, że słuchałem z prawdziwie zapartym tchem. Przypuszczam, że oba kwartety Szymanowskiego znajdą na koniec stałe miejsce w repertuarze nie tylko polskich kwartetów. Są to wyśmienite dzieła, na pewno godne takiej samej popularności jaką posiadają kwartety Janaczka, Bartoka, czy Szostakowicza (którego cień wydawał mi się pojawiać w powracającym motywie ostatniej części II Kwartetu).

Powracamy więc do pierwotnego pytania: czy łatwo będzie przybliżyć Szymanowskiego amerykańskiej publiczności? Może nie, ale jeśli Amerykanie mają się z nią zaznajamiać, to z pewnością mogą sobie wymarzyć bardziej efektowne wykonania. Mój entuzjazm dla Szymanowskiego w wykonaniu Piotra Anderszewskiego pozostaje niezachwiany: to JEST jego muzyka.

Roman Markowicz, Nowy Jork - maj 2010


Koncerty Piotra Anderszewskiego poświęcone Szymanowskiemu i jego współczesnym - Zankel Hall/Carnegie Hall

1 maja 2010, godz. 19:30
Karol Szymanowski – Kwartet smyczkowy nr 1 op. 37, Mity op. 30 na skrzypce i fortepian, Słopiewnie op. 46b
Leos Janácek – We mgle
Béla Bartók – Kwartet smyczkowy nr 1

2 maja 2010, godz. 19:30
Robert Schumann – Märchenbilder op. 113
Karol Szymanowski – Metopy op. 29, Pieśni księżniczki z baśni op. 31, Kwartet smyczkowy nr 2 op. 56
Béla Bartók Trzy węgierskie pieśni ludowe z regionu Csík, BB 45b

Wykonawcy: Piotr Anderszewski – fortepian, Belcea Quartet w składzie: Corina Belcea-Fisher i Laura Samuel (skrzypce), Krzysztof Chorzelski (altówka), Antoine Lederlin (wiolonczela), Henning Kraggerud – skrzypce, Iwona Sobotka – sopran