Polmic - FB

from the world

NOWOJORSKA KRONIKA MUZYCZNA: Roman Markowicz - Kwartet Śląski w Symphony Space

Kwartet Śląski na Muzyczny maraton zwany Wall-to-Wall oferowany przez nowojorską Symphony Space posiada ponad trzydziestoletnią już tradycję. Podczas dwunastu godzin trwania (czasami i dłużej!) oferuje on nowojorczykom nie tylko szansę na wolny wstęp na koncert - a także wyjście z niego, jako że i to jest podczas owych maratonów tradycją - ale tez posłuchanie tej muzyki w zazwyczaj doskonałych wykonaniach czołowych amerykańskich muzyków. Owe muzyczne maratony poświęcone są najczęściej jednemu kompozytorowi, czasami zaś jednemu tematowi.

Tegoroczny jednodniowy mini-festiwal - 15 maja 2010 roku - różnił się od dotychczasowych kilkoma istotnymi aspektami. Najważniejszym było to, że Wall-to-Wall tym razem poświęcony był wielu kompozytorom, znanym i mniej znanym, jak również to, że wielu wykonawców przybyło specjalnie z Europy, aby swoim udziałem uświetnić tę imprezę. Jej kuratorem była Laura Kaminsky, specjalistka w dziedzinie muzyki Europy Wschodniej i Środkowej, która jest również kompozytorką, wykładowcą uniwersyteckim i dyrektorem artystycznym Symphony Space: zrealizowała ona niezmiernie różnorodny program poświęcony muzyce powstałej albo „za żelazną kurtyną”, albo w krajach niegdyś należących to tego rejonu geograficznego.

 Pomimo tak ciekawego programu i udziału pierwszorzędnych wykonawców - tym razem nie wyłącznie lokalnych - swój udział jako słuchacz tego maratonu musiałem ograniczyć do segmentu poświęconego muzyce polskiej, co stało się kolejną szansą na posłuchanie znakomitego Kwartetu Śląskiego, który ostatni raz prezentował się tutaj w Weill Hall pięć już lat temu. Gwoli sprawiedliwości muzyka polska nie była prezentowana jedynie przez „Ślązaków”: występująca prze nimi młoda orkiestra z St. Petersburga (St.Petersburg Chamber Orchestra) pod batutą amerykańskiego dyrygenta Jeffrey Meyera przedstawiła najpierw suitę Pięciu Preludiów Tanecznych (1954) Witolda Lutosławskiego, tym razem w wersji na klarnet z orkiestrą i harfą, później zaś, chyba już około północy, dla najbardziej zagorzałych, wytrwałych słuchaczy, Koncert na orkiestrę smyczkową Grażyny Bacewicz. Solistą w kompozycji Lutosławskiego był izraelski wirtuoz, klarnecista Tibi Cziger.

 Dla nowojorskich melomanów najciekawszą chyba ofertą z „polskiego menu” było zapoznanie się z dwoma kompozytorami, tutaj niemalże nieznanymi, choć pierwszy z nich, Aleksander Tansman niegdyś posiadał znaczną europejską i amerykańską renomę. Drugim był Szymon Laks, który jako jeden z niewielu kompozytorów ocalal z holocaustu, mimo pobytu w obozie koncentracyjnym. Łączyło ich nie tylko polsko-żydowskie pochodzenie, ale również to, że obydwoje dominującą fazę swojej kariery spędzili w Paryżu. Żaden z nich w swojej muzyce nie wyszedł poza styl neoklasyczny, co nie znaczy że ich kompozycje nie miały wiele do zaoferowania. Można by właściwie wszystkich polskich kompozytorów prezentowanych tego wieczora podzielić na dwie grupy: tę wspomnianą już neoklasyczną do której należała również obok Tansmana i Laksa, wspaniała Grażyna Bacewicz, oraz grupę młodszych i bardziej awangardowych której przedstawicielami byli przedwcześnie zmarły Andrzej Krzanowski (1951-1990), Krzysztof Penderecki oraz Henryk Mikołaj Górecki. Tutaj oczywiście musimy zaznaczyć, o którym Pendereckim tu mowa: Kwartet No.2, który usłyszeliśmy w interpretacji Kwartetu Śląskiego pochodzi z 1968 roku i należy do eksperymentalnego, awangardowego stylu, który kompozytor zarzucił już wiele dekad temu. W tym momencie jego założeniem było, aby instrumenty smyczkowe wykorzystane były w jak najbardziej zróżnicowany i niekonwencjonalny sposób, włączając w to technikę udawania gry, jak również przeróżne sposoby zastosowania smyczka. Dla słuchaczy starszego pokolenia, niektóre momenty muzyki Pendereckiego przypominają przewijanie taśmy magnetofonowej, do tyłu oczywiście. Górecki w swoim Kwartecie No.1 „Już się zmierzcha” oscyluje pomiędzy dysonansowym gniewem i religijną ekstazą. Dla tego słuchacza muzycznie objawią się to parami efektów cicho-wolno i głośno-szybko lub napastliwie. Górecki operuje również długimi blokami dźwiękowymi, z pewnością nie stwarzającymi uczucia zróżnicowania muzycznej faktury. Kompozycje Bacewicz, Szymona Laksa i Tansmana oparte są często na klasycznych formach, pisane w przystępnym idiomie i skomponowane z niepospolitym rzemiosłem kompozytorskim. Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje, dlaczego poza Polską mało kto interesuje się nimi.

O Kwartecie Śląskim jedyne co można powiedzieć jest to, że należy do czołówki europejskiej czy światowej, bez znaczenia. Imponuje ich precyzja, oprawa tonalna (piękne brzmienie altówki, tego „kopciuszka” instrumentów!), wirtuozeria, zaangażowanie i niezachwiana intonacja. Występ w prestiżowej serii zorganizowanej przez liczącą się na rynku Symphony Space był bez wątpienia sukcesem: ich miejscem jednak powinna być 92 Street Y czy Chaber Music Society of Lincoln Center, organizacje, które regularnie prezentują liczące się grupy kameralne i nikt bardziej na takie odnotowanie nie zasługuje.

Roman Markowicz, Nowy Jork - maj 2010

czytaj również: Kwartet Śląski na "Wall To Wall Behind The Wall"