Polmic - FB

Articles

Tony warszawsko-jesiennych klawiszy - „F”: Finał!

Karkas
Religijny ekspresjonizm kontra bezduszna monotonia. Pod znakiem tej konfrontacji upłynął finałowy koncert
53. edycji Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”.

Le livre de la vie śmiało można określić jako opus magnum mistycznego kompozytora rosyjskiego, Nikołaja Obuchowa. Dzieło to, pisane od 1918 roku do późnych lat 20., przeznaczone zostało do wykonania w noc zmartwychwstania Chrystusa. Szacowany czas jego trwania waha się od 12 do 24 godzin (sic!), jednak publiczność zgromadzona w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej miała okazję zapoznać się tylko z fragmentem tej gigantycznej konstrukcji - Préface. Kilkudziesięciominutową część przenikała silnie schromatyzowana harmonia, skrupulatnie realizowana przez muzyków Sinfonii Varsovia pod dyrekcją Etienne Siebens. Jednocześnie uwagę zwracały partie wokalne wykonywane przez Agatę Zubel (sopran), Andrew Wattsa (tenor/falset) oraz Bartosza Urbanowicza (bas). Wijące się glissanda i przeszywające syknięcia zapisane w Księdze życia nie stanowiły trudności zwłaszcza dla wrocławskiej artystki, dla której ten występ stał się kolejnym festiwalowym sukcesem (po prapremierze jej III Symfonii). Zamykające Préface charakterystyczne „tsz” stanowiło ostatni dźwięk pierwszej części koncertu, ale nie ogromnego dzieła Obuchowa. Prezentacja całości kompozycji pozostaje wciąż czekającym na podjęcie wyzwaniem.

Testem dla percepcji słuchaczy okazało się za to Karkas Cornelisa de Bondta, przeznaczone m.in. na sześciokrotną obsadę instrumentów dętych, parę organów Hammonda i osiem elektrycznych gitar. Holenderski kompozytor napisał swój utwór na wzór wcześniejszego Bint, określanego mianem „...maszyny, której jedynym celem jest utrzymanie ruchu...”. Istotnie, w podobnych słowach określić by można Karkas. Kolejne dźwięki kompozycji jawiły się niczym precyzyjnie odmierzone drgnięcia zębatych kół, których powstrzymać nie sposób. Nieuchronność wiązała się także z oprawą wizualną, jaka towarzyszyła sobotniemu wykonaniu. Tworzył ją obraz eksplozji starego fortepianu, uprzednio rozciągnięty do niemal godziny, a następnie odwrócony. Tym samym od początkowego rozrzedzonego dymu ekran niemal niezauważalnie wypełniało coraz więcej odłamków, by po finalnym wybuchu zaprezentować instrument w pierwotnej postaci. Uff – wyrzekł bezpretensjonalnie jeden z słuchaczy po zakończeniu utworu de Bondta, zanim jeszcze rozległy się odgłosy oklasków. Całkiem możliwe, że owo uczucie ulgi zawierało odcień ambiwalencji. To przecież koniec tegorocznej "Jesieni"!

Marek Dolewka

 

GALERIA FOTOGRAFII - WARSZAWSKA JESIEŃ 2010 - 25 WRZEŚNIA
fot. Karol Piechocki

Koncert finałowy – godz. 19.30, Filharmonia Narodowa