Polmic - FB

from the world

NOWOJORSKA KRONIKA MUZYCZNA: Roman Markowicz - Triumf Ewy Podleś i Piotra Beczały w Metropolitan Opera

Gioconda: Voigt i PodleśEwa Podleś nie jest osobą obcą nowojorskiej publiczności i podczas ostatniej dekady stała się obiektem kultu operowych fanów. Na jej koncerty przylatują z Europy i Kanady i jej sztukę czczą jako świętość. Podleś w Nowym Jorku występowała wielokrotnie i od pewnego czasu nawet krytycy zdążyli zauważyć jej niewytłumaczalną nieobecność na jednej amerykańskiej scenie: scenie Metropolitan Opera, która przez 24 lata ignorowała jej istnienie. Podleś była wystarczająco „dobra” , aby występować we wszystkich innych teatrach operowych i najbardziej prestiżowych salach koncertowych świata, ale nie w Met. Najwyraźniej z nadejściem Petera Gelba, sytuacja się zmieniła i Ewę Podleś zaproszono w końcu do udziału w La Gioconda Ponchiellego, jednej z rzadziej – przynajmniej w porównaniu z operami Verdiego - dziś wystawianych oper; również partia jaką jej zaproponowano jest w najlepszym wypadku skromna, choć na swój sposób kluczowa. W Giocondzie Podleś śpiewa ślepą matkę, zwaną La Cieca głównej bohaterki Giocondy, partię, która czasami obsadzana jest pomniejszymi śpiewaczkami. Jak to jednak zauważył mój obeznany z repertuarem przyjaciel: w operze nie ma nieefektownych partii, są tylko nieefektowni artyści.

Nie było to wielkim zaskoczeniem, że kreacja Ewy Podleś - jej role są niemal zawsze kreacjami, a nie „zaśpiewaniem sobie”- wzbudziła szał wśród publiczności i równie znaczny i identyczny entuzjazm krytyków. Było widocznym, że to nadzwyczaj serdeczne przyjęcie było swego rodzaju manifestacją, symbolem: Madame Podleś, może Met Opera Ciebie nie chciała, ale wśród nas masz swoich wielbicieli. Ona zaś, jak gdyby zdając sobie sprawę z minimalnego rozmiaru roli, wycisnęła z niej, jak się to mówi, ostatnią kroplę mleka.

W atrakcyjnej wizualnie produkcji Giocondy (reżyseria Margherita Walkman, scenografia Beni Montresor) obok Ewy Podleś znalazły się dwie inne wielkie głosy: śpiewająca tytułową rolę Debora Voigt oraz Olga Borodina w roli Laury, podobnie jak Gioconda zakochanej w tym samym tenorze. Borodina wciąż posiada imponujący, kremowy głos i dramatycznie lepiej pasowała do swojej roli. Słyszana dwukrotnie Voigt nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia i nie odniosłem wrażenia, że obsadzenie jej w tej właśnie roli było najlepszą decyzją. Męskie role: Barnaby, głównego „czarnego charakteru” opery (baryton Carlo Guelphi), Enzo, banitę wygnanego z Wenecji przez Alvise, męża Laury (tenor Aquiles Machado) i wreszcie samego inkwizytora Alvise (bas Orlin Anastassov) były adekwatne, choć żaden z nich nie pozostawił w mojej pamięci niezapomnianego wrażenia. Patrząc na postać Enzo przychodził mi na myśl niepowtarzalny Victor Borge, który z nonszalanckim cynizmem kpił sobie z wyglądu tenorów o wyglądzie Aquiles Machado: mawiał wtedy „ma prawie metr wzrostu… leżąc na podłodze”. Choć wielokrotnie miałem z nim „ na pieńku”, tym razem szczerze żałowałem, że nie ma już wśród nas Pavarottiego, aby zademonstrował jak należy zaśpiewać Enzo.

 

Wydaje mi się warte w tym miejscu przytoczenie opinii amerykańskich krytyków, którzy rozpoznali wagę 15 minutowej obecności Ewy Podleś w czterogodzinnym przedstawieniu:

Steve Smith z "New York Times" wspominając jej udział napisał: ”główną atrakcją [przedstawienia], co nie było niespodzianką była pani Podleś. W momencie, kiedy z jej gardła wydobył się gardłowy, hermafrodyczny głos, jedynym pytaniem, jakie można sobie było zadać, stało się: dlaczego tak długo potrwało, aż Met ją ponownie zaprosił. Podczas jej wykonania w powietrzu pojawiło dotąd nieobecne podniecenie. Jej jedynymi rywalami w tej produkcji stała się dwójka tancerzy w słynnym baletowym epizodzie II aktu”.

Wymagający i czasami bezlitosny George Loomis, piszący dla "Musical America", powrócił jak inni do tematu jej niewytłumaczalnej nieobecności w Met Opera, komentując również: ”nie było to specjalnie dobrą nowiną, że Podleś górowała nad resztą obsady, jako że jej rola ślepej La Cieca jest daleka od najważniejszej. Jej kontralt nie jest łatwy do natychmiastowego pokochania, ale intensywność i moc jej śpiewu posiadają zdolność podniesienia napięcia i emocji… Nie to, że ona śpiewa głośno, ale raczej, że posiada umiejętność kształtowania wokalnej frazy i kolorystyki samogłosek; jej głos nadaje muzyce innego wymiaru

I jeszcze jeden surowy krytyk Martin Bernheimer, piszący dla londyńskiego "Financial Times": "oczywistą gwiazdą przedstawienia była Ewa Podleś. Niewytłumaczalnie ignorowana przez Met od 1984 roku, stała się obiektem kultu wszędzie indziej. Jako stara ociemniała matka Giocondy była wzruszająca oraz wykazała wystarczająco bogactwa wokalnego i ekspresji, aby uczynić małą rolę czymś wielkim”.

Pozostaje zapytać, jak długo będziemy czekać tym razem na jej powrót na deski Metu?

 

 

Lucja - Beczała

 

Triumf Ewy Podleś nie był jedynym , jaki przypadł polskim śpiewakom. Równocześnie z nią, pojawił się powtórnie w Met Opera Piotr Beczała, tym razem wręcz triumfując jako Edgardo w Lucia di Lammermoor Donizettiego. W zeszłym sezonie z wielkim sukcesem występował w nim Mariusz Kwiecień, jako despotyczny i okrutny brat Łucji. Jej rolę w obecnej serii przedstawień powierzono niemieckiemu sopranowi Dianie Damrau. Wśród operowych koneserów istnieją podzielone opinie co do przewagi poprzedniej Łucji (Natalie Dessay) nad obecną, ale mnie się wydaje, że wokalnie i aktorsko Damrau była nie mniej znakomita.

Piotr Beczała posiada wszystko, czego od operowego śpiewaka można oczekiwać: niezawodny, nośny, trochę srebrzysty głos (spodobało mi się określenie przyjaciela, który określił, że jest to „głos z łeską”), wspaniała aparycję i przekonywujące aktorstwo. Ci sami koneserzy, na sądach i opinii których nie waham się czasami opierać, stawiają go znacznie wyżej niż takie gwiazdy jak Villazon, czy Giordani. Intensywność jego interpretacji Edgarda, któremu podstępnie odebrano ukochaną Łucję była momentami wprost za silna. Ja oczywiście żałowałem, że obecne przedstawienie nie znalazło się na liście tych sfilmowanych przez Met, ale wokalne osiągnięcia Piotra Beczały utrwalone zostały w licznych przedstawieniach operowych, dostępnych na DVD.

Tym, dla których jest to jeszcze nazwisko nieznane, gorąco polecam obejrzenie tego przedstawienia: ostatnie trzy spektakle odbędą się 18, 22 i 25 października. Łucja powraca na scenę Met Opera w styczniu i lutym (razem z Mariuszem Kwietniem w roli Enrico), natomiast Piotr Beczała w tym samym czasie zadebiutuje w roli Leńskiego w Eugeniuszu Onieginie Czajkowskiego.

 

Lucia: Beczała i Damrau Lucia: Beczała Lucia: Beczała, Damrau i Austoyanov 

 

(Roman Markowicz, 17 października 2008)