Polmic - FB

omówienia utworów (S)

A B C D E F G H J K L Ł M N O P R S T U W Z Ż


Schaeffer Bogusław

Symfonia: Muzyka elektroniczna


PWM / Studio Eksperymentalne PR,
Kraków / Warszawa 1973, wyd. II, s. 71 (partytura + płyta)
Bogusław Schaeffer: kompozytor, muzykolog, dramaturg, grafik i pedagog - żeby wymienić tylko niektóre jego zajęcia - to najbardziej oryginalna postać polskiego życia muzycznego. Wyróżniają go niezwykle rozległe zainteresowania twórcze, awangardowa postawa i kontrowersyjne poglądy estetyczne. W swoich tekstach jest zazwyczaj prowokacyjny, tak jak choćby w komentarzu do utworu Symfonia: Muzyka elektroniczna, zamieszczonym w książce programowej "Warszawskiej Jesieni" 1987. Utwór miał być wówczas wykonany podczas koncertu muzyki ze Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, ale do wykonania nie doszło z jakichś - dzisiaj nie bardzo jasnych - względów. Symfonia: Muzyka elektroniczna już w ogóle na "Warszawskiej Jesieni" się nie pojawiła, ale grywanych było wiele innych utworów Bogusława Schaeffera, zarówno po, jak i przed owym feralnym rokiem 1987. W roku 1984 wykonano nawet dwa utwory na jednym Festiwalu: Proietto simultaneo na zespół i taśmę oraz Voice, Noise, Beuys, Choice dla zespołu wykonawców. Oto tekst Bogusława Schaeffera z książki programowej "Warszawskiej Jesieni" 1987 z następującymi wyjaśnieniami: Józef Patkowski był w czasach powstawania Symfonii szefem Studia Eksperymentalnego; Bohdan Mazurek współpracował z kompozytorem przy realizacji utworu w Studiu; koncerty elektroniczne odbywały się na "Warszawskiech Jesieniach" ( zazwyczaj o godzinie 23).
„Ani umarłem, ani zaginąłem - nie wiem, czym Komisja «Warszawskiej Jesieni» powodowała się typując w tym roku do wykonania w nocy (a czemuż nie nad ranem?) moją Symfonię elektroniczną. Jest to dzieło co prawda wybitne, ale wczesne (nosi nr 97, gdy dziś jestem przy numerze 271). Julian Przyboś - wybitny poeta polski i znawca współczesności - określił je przed 20 laty jako najwybitniejsze dzieło pierwszego polskiego dwudziestolecia, z czym pogodziłem się dość łatwo (ja wytypowałbym inne moje dzieło, ale trudno, ja też wszystkich jego dzieł nie znałem). W następnym dwudziestoleciu komponowałem jak szatan, ale Komisja wyraźnie szatanów pracy nie ceni, ceni bardziej kropelkowe wysięki twórców delikatnych, sądząc widocznie, że im kto mniej pisze, tym więcej zdobywa doświadczenia (cóż by na to powiedział Mozart? - ale swoją drogą, kto by się go dziś pytał o zdanie).
Czytelnik programu zechce zapewne przeczytać, co ja dziś sądzę o mojej Symfonii. Zgadzam się z Przybosiem, ale coś jeszcze miałbym dziś w tej sprawie do dodania. Rok 1964. Jak w swoim czasie na studia, do studia (muzyki elektronicznej) nie mogłem się dostać, było zastrzeżone dla innych panów, a ja przecież marzyłem o skomponowaniu dzieła na nowym elektronicznym materiale. Dzieła innego, gdyż nie jestem mocny w chórze, obojętnie jak by się ten chór nie nazywał (niechby i państwowy). Zaprojektowałem więc w szczegółach dzieło wielkich jak na muzykę elektroniczną rozmiarów i czekałem na wezwanie do dzieła, z biciem serca. Było dość głosne - bicie serca, nie dzieło - tak, że usłyszał je Józef Patkowski i postanowił ulżyć moim cierpieniom (państwu się wydaje, że dziś artysta nie cierpi; błąd - cierpi). Proszę zwrócić uwagę na tytuł: Symfonia. Nie - jak by ktoś myślał - nawrót do dawnej formy, nie jakiś ukłon w stronę przeszłości (a czemuż to, u diabła, mamy się kłaniać nieciekawej i niehigienicznej przeszłości), tylko świadome wykorzystanie formalnych osiągnięć ducha ludzkiego. Jako, kompozytor, ale i zagorzały historyk muzyki, jestem zdania, że oprócz mnie inni - też mieli talent. Dlaczego więc nie wykorzystać ich doświadczeń, czemu nie połączyć z moimi intencjami, czemu trzymać się jakiejś wyimaginowanej czystości, jaka wtedy była jeszcze w modzie (czyż nie jest paradoksem, że pewien czysty naród, którego kulturę tak kocham, uprawiał najbrudniejszy proceder w naszych higienicznych czasach?). Skomponowałem więc Symfonię na materiale elektronicznym, z minimalnym dodatkiem żywego dżwięku, jaki sam na skrzypcach i na fortepianie nagrałem (też jako sprzeciw do obowiązującej wówczas czystości gatunku). O ile wiem, był to pierwszy taki krok w młodych, kilkunastoletnich dziejach muzyki elektronicznej. A drugi krok był jeszcze ważniejszy, choć nie przez wszystkich dostrzeżony (nie wystarczy być geniuszem, trzeba jeszcze znajdować ludzi, którzy by się na tym poznali, o co trudno): muzykę elektroniczną zapisywano dokładnie, w jakiejś koszmarnej dla mnie (człowieka wolnego) podwójnej buchalterii, sądząc, że im ściślejsza jest kompozycja, tym więcej ma szans na przetrwanie (jakież to złudzenie!). Postanowiłem więc uwzględnić w dziele wydawałoby się z natury arcyścisłym (zaplanowana kompozycja = realizacja) czynnik interpretacji, tak ważny w muzyce instrumentalnej czy wokalnej, a tak nieobecny w muzyce elektronicznej przed moją Symfonią. Było to posunięcie epokowe. Mnie zawsze interesowała nieśmiertelność. Dzieło zamknięte w postaci wykonanej może się tylko zestarzeć, dzieło takie jak Symfonia elektroniczna ma szanse na realizacje w każdym następnym dziesięciołeciu przy użyciu nowych środków. Tak sobie wyobrażałem zwycięstwo ducha nad materią, kiedy w 1955 komponowałem Studium w diagramie, utwór multiwersjonalny, nigdy się nie starzejący, utwór, w którym każda nowa epoka może wyrazić swoje emocje, swój stosunek do tworzywa, swoją ekspresję. Dziś demonstrujemy państwu dzieło w wersji Schaeffera i Bohdana Mazurka z roku 1966, a więc po 23 latach, ale przecież dzieło jest wydane, wszystkie intencje kompozytora są w tym wydaniu zawarte i może nadejść czas oraz sposobność na zrealizowanie nowej wersji (nie będzie to ta sama muzyka, choć mój prywatny język dźwiękowy będzie zachowany). W związku z Symfonią elektroniczną powstała mała mitologia, że dałem wiele swobód realizatorowi Symfonii. Lecz wystarczy zajrzeć do partytury dzieła, a cały mit pryśnie, gdyż w zbyt wielu zakresach jest ono zamknięte, zdefiniowane. Tylko, że rozwój muzyki polega na tym, iż poszczególne elementy przesuwają się w hierarchii swoich funkcji - dlatego Symfonia była i będzie mogła być interpretowalna.”